Napisałem słowo, to napiszę zdanie
Sposób ten "opracowałem" po swoich nieudanych doświadczeniach z próbami ratowania Felicji i po rozmowach z doświadczonym blacharzem, który już niestety poszedł na emeryturę i nie chce mu się nic robić - a szkoda, bo wiedział, co robi.
Wydaje mi się, że korozja w niektórych modelach bierze się stąd, że nikt ich nie konserwuje. Jedne mają dobrze ocynkowane blachy i przemyślaną konstrukcję (nie jak w Civic VI gen., gdzie spawy łączące tylne nadkole z progiem są na wierzchu, pomalowane tylko lakierem i narażone na uderzenia kamieni), innym trzeba "pomagać" i odnawiać konserwację fabryczną - a kto to robi? Kto sprawdza stan fabrycznej warstwy bitumicznej i odnawia ją co kilka lat ("parcieje" i pęka jak guma, w szczeliny wchodzi woda, zimą to zamarza i rozsadza szczeliny jeszcze bardziej, wiosną się to roztapia i... o rety, wyszły "purchle" po zimie. No właśnie, zauważyłem, że przez długie mrozy raczej nie rdzewieje, tylko jak się ociepli - może właśnie dlatego? Czy ktokolwiek co kilka lat odnawia konserwację profili wewnętrznych? Między blachami w samochodzie (np. miedzy warstwami podłogi) fabrycznie jest wstrzyknięta substancja która wypełnia przestrzeń i wypiera wilgoć. Ona też traci swoje właściwości z czasem. Niektórzy zastanawiają się, po co są te dziwne gumowe/plastikowe kółeczka-koreczki w podłodze, wewnątrz nadkola w okolicach łączenia z progiem?
Ale o konserwacji profili zamkniętych może napiszę innym razem. Teraz kilka słów o karoserii.
Przede wszystkim - czego już nie uratujemy i czego nie warto próbować ratować? Należy sobie uświadomić, że korozja idzie od wewnętrznej strony blachy. Uszkodzenia warstw zabezpieczających i ocynku od wewnątrz nadkola - kamienie, uszkodzenia ("parcieje") warstwy bitumicznej od jej wieku, źle zaprojektowane łączenia elementów... Niestety ale jeśli widać ją już na lakierze - bąble, wykwity - to prawdopodobnie jest już za późno, chyba, że powstały w miejscu uszkodzenia lakieru "do blachy". Próbowałem nie raz ratować coś takiego - szlifować do gołej blachy, na to środek antykorozyjny, podkład itp... . Ale to nie ma sensu, bo jeśli poszła korozja od wewnątrz, to nawet czasem nie zauważymy takich "kropeczek" z rdzy w szlifowanym metalu albo takiego jej specyficznego ciemniejszego odcienia - to właśnie blacha, że tak to sobie nazwę, "przesiąknięta" korozją od wewnątrz - do wyrzucenia.
Oczywiście że "a bo mnie, a bo sąsiadowi, a bo to blacharze to robią" - bo mają z tego pieniądz, a za rok, jak będzie duużo szczęścia to dwa, blacharz znów zarobi na tym. Szczególnie jak użyje szpachli, która elegancko wchłania wodę. Kiedyś się ubytki po usunięciu korozji cynowało i to działało - ale wiadomo że szpachla jest dużo łatwiejsza w nałożeniu i obróbce, no i tańsza. Blacharze (kiepscy czyli większość) szlifują od zewnątrz blachę która koroduje od wewnątrz, może i dadzą jakiś podkład, na to szpachla, podkład, lakier i klient się cieszy przez rok, może dwa
A od środka koroduje dalej. Co wtedy robić? Pozostaje wycięcie całego elementu lub części - "reperaturki" - ale trzeba to dobrze zabezpieczyć, bo raz że blacha przegrzana od spawania szybciej koroduje, dwa że szpachla chłonie wilgoć.
No dobrze, jak więc zabezpieczać i jak walczyć jeśli w porę zauważyliśmy, wkładając głowę w nadkole
, że korozja pojawia się od wewnątrz? Napiszę, jak wrócę, bo muszę jechać
Zakładka