Dlaczego Polacy kupują tak mało nowych aut?
Pod koniec XX wieku Polacy kupowali około pół miliona nowych samochodów rocznie. W roku 2012 branża motoryzacyjna znajdzie nabywców zaledwie na ćwierć miliona aut, z czego ponad połowa pojazdów przypadnie na firmy. Czy Polacy zbiednieli, czy też stali się miłośnikami samochodów używanych?
- W 2000 r. na nasze drogi wyjechały 478 752 nowe samochody, o jedną czwartą, czyli o ponad 160 tys. sztuk, mniej niż w 1999 r. Tak kiepsko w salonach sprzedawców aut nie było od trzech lat. Płacz i zgrzytanie zębów słychać w salonach sprzedawców samochodów. Nasz rynek samochodowy zwalił się z nóg - rozpaczał w styczniu 2001 roku jeden z dziennikarzy piszących o branży motoryzacyjnej.
Amerykanie szykują się na słabe wyniki » Amerykanie szykują się na słabe wyniki
Dziś dilerzy mogą tylko pomarzyć o wynikach sprzed dekady. Tegoroczny sierpień był najsłabszy od trzech lat. Zarejestrowano tylko 18 tysięcy nowych aut, czyli o 7,7% mniej niż przed rokiem. Spadek w segmencie klientów indywidualnych wyniósł aż 11,5% rdr. Niemal 60% popytu stanowiły zakupy firmowe, ale nawet tu odnotowano spadek o 4,8% rdr.
Skąd się biorą pustki w salonach?
Sprzedawcy aut nie od dziś narzekają, że Polacy kupują za mało nowych pojazdów. W ostatnich latach było to 250-300 tys. rocznie. Więcej sprzedaje się w 8,5-milionowej Austrii, 16,5 mln Holendrów kupuje dwa razy więcej nowych aut niż 38 mln Polaków, a nieco tylko liczniejsi Hiszpanie w 2010 roku nabyli prawie milion nowych aut (w zeszłym już o 17,7% mniej).
Tyle że porównywanie Polski do zamożnych krajów Europy Zachodniej jest nieporozumieniem. Średnia pensja w starej Unii wynosi około dwóch tysięcy euro netto. W Polsce przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw to 640 euro, przy czym 70% zatrudnionych otrzymuje pobory niższe od tej kwoty. Tymczasem ceny nowych samochodów w całej Unii Europejskiej są dość zbliżone.
Według raportu Komisji Europejskiej pięciodrzwiowy Opel Astra 1.7 DTR w 2010 roku w krajach strefy euro kosztował 15-17 tys. euro (bez podatków). W Polsce takie samo auto można było kupić za 64,5 tys. złotych, czyli wówczas równowartość 16.300 euro. Najtańsza wersja Skody Octavii w Europie Zachodniej to wydatek 11-13 tys. euro, a w Polsce 10,5 tys. euro (także bez podatków). Ale 15 tys. euro (61,8 tys. zł) to dla nieźle zarabiającego Polaka (średnia krajowa - ok. 2640 zł. netto) równowartość dwuletnich zarobków, a dla Niemca to niespełna osiem miesięcznych pensji.
Polacy wolą auta używane
Facebook sprzeda swoich użytkowników? » Facebook sprzeda swoich użytkowników?
Kupując nowego Volkswagena Golfa, trzeba się rozstać z 60 tysiącami złotych. Podobne pieniądze trzeba wyłożyć za najtańszą wersję Forda Focusa czy najuboższy wariant Opla Astry IV. Dysponując takim budżetem, można stać się posiadaczem 5-letniego Mercedesa C-180, 3-letniego Audi A4 czy 5-letniego Volvo V70. Czyli samochodów z wyższej półki i wciąż w bardzo dobrym stanie technicznym.
Ogromny wybór aut używanych przy horrendalnie wysokich stawkach serwisowania w ASO stanowi lepszą alternatywę dla drogiego samochodu z salonu. Zwłaszcza gdy potencjalny klient dysponuje kwotą 25-30 tys. złotych, czyli równowartością rocznego dochodu osoby zarabiającej średnią krajową. Tyle że Polak za te pieniądze może kupić tak emocjonujące auta jak Chevrolet Spark, Fiat Panda czy (to już z trudem) Kia Picanto. W zamian dostanie pojazd z litrowym silnikiem, ciasnym wnętrzem i ledwie zauważalną przestrzenią bagażową.
Nic więc dziwnego, że Polacy wybierają samochody używane. Za 25 tysięcy można mieć 4-letniego Passata (choć z dużym przebiegiem), 6-letnią Mazdę 6 czy 3-letniego Focusa. To porównanie uświadamia też, jak szybko nowe samochody tracą na wartości. Po trzech latach eksploatacji przeciętne auto warte jest połowę swej ceny w salonie, a po dwóch kolejnych można za niego uzyskać co najwyżej jedną trzecią.
Co się stało przez dekadę?
W ciągu minionych 10 lat nominalne wynagrodzenia w Polsce wzrosły przeciętnie o 80%. Równocześnie sprzedaż nowych aut spadła o połowę. Eksperci branży motoryzacyjnej pytani o ten fenomen zazwyczaj zwalają winę na „zalew” używanych pojazdów z Zachodu (zwanych przez nich pogardliwie „złomami”) i brak rządowych dopłat do zakupu nowych aut lub kar (tj. wysokich podatków i „opłat ekologicznych”) przy imporcie aut używanych.
kobieta i samochód
Źródło: iStockphoto/Thinkstock
Lobbyści zapominają jednak o podstawowych faktach i nie chcą szukać błędów na własnym podwórku. A fakty są takie, że wśród tych pół miliona aut sprzedawanych 10 i więcej lat temu większość stanowiły Polonezy, Lanosy, Tico, Matizy czy fiaty Cinquecento. Czyli pojazdy trochę z innej epoki, ale przynajmniej dostosowane do finansowych możliwości Polaków.
Obecna oferta branży motoryzacyjnej jest po prostu nieadekwatna do potrzeb i siły nabywczej polskich klientów. Zachodnie koncerny chcą nam sprzedawać takie same auta jak Niemcom czy Francuzom i to po niemieckich i francuskich cenach. To nieporozumienie jest w mojej ocenie głównym źródłem strukturalnie niskiej sprzedaży nowych aut nad Wisłą i Odrą.
Uważam, że w Polsce znaleźliby się nabywcy aut prostych - może nawet lekko przestarzałych - za ok. 30 tys. złotych. Modeli lekkich, ładownych, funkcjonalnych, pozbawionych zbędnej i zawodnej elektroniki, w których wymiana żarówki nie wiązałaby się z koniecznością wizyty w ASO. Czekam, który koncern obudzi się pierwszy i zaoferuje w modele z powodzeniem sprzedawane w krajach rozwijających się: Brazylii, Turcji, Chinach. Bo na europejskie samochody w europejskich cenach jeszcze długo nie będzie nas stać.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl
Zakładka