Auto miało być dla mojej siostry. Mnóstwo telefonów do sprzedawcy aby się upewnić. Pierwszy samochód więc fajnie, żeby było wszystko ok. Jeszcze do naszej wizyty w ogłoszeniu zapewnienia, że każdy element z oryginalnym lakierem na każdym elemencie.
Zrobiliśmy 250 km, zabrałem doświadczonego lakiernika i czujnik. Auto naprawdę czyste i robi dobre wrażenie ale...na wstępie wgnieciony dach, jakby ktoś dużym młotkiem walnął, oczywiście sprzedawca nie wspomniał o tym ale twierdził "auto bez wgniotek i rys". Zacząłem oglądać wnętrze, które nie można powiedzieć czyste, wyplakowane. Ale naklejki na progu, pasie przednim i wiszące na przewodach silnika dziwnie podrapane w miejscach dat lub przebiegów. Jak poprosiłem książkę serwisową faktycznie pieczątki ASO ale w pewnym momencie przebieg mniejszy niż wcześniej. Handlarz stwierdził, że źle widzę daty. W pewnym momencie usłyszałem historyjkę, że to sprzedawca uczciwy, pewny i nie życzy sobie takich insynuacji i żebym go denerwował takimi podejrzeniami. No to wyjąłem czujnik i pach...tylny błotnik 300, im niżej 1450...1790. Zacieki, podłoga naprawiana, próg inaczej zrobiony. Widać w sumie na zdjęciach jak już to wiem. Pytam co to jest a gość, że auto jest bezwypadkowe i to zaprawka
otwieramy drzwi lewe a wewnątrz lakier z wtrąceniami muszek i kurzu. Sprzedawca zaczął się denerwować i zaprzeczać, że on nie sprawdzał czujnikiem....na wstępie jak zapytałem czy mogę swoim sprawdzić zapewniał, że on już to zrobił. Jak zaczęliśmy mówić, że to nie uczciwe to handlarz zaczął się wypierać, zamknął samochód i wygonił nas. Jeszcze krzyczał, że 1000 mikronów mają nowe samochody i się nie znamy.
Zakładka